Wielkie eseje w nauce Martin Gardner 7,0
ocenił(a) na 42 lata temu W jednej z recenzji ktoś napisał, że to książka dla snobów. Aż tak dosadny bym nie był, ale…
Książka mocno rozczarowuje. Owszem, przyznaję, że sięgnąłem po nią nieco snobistycznie (ha, ha) mając nadzieję na fascynującą podróż intelektualną. Czasem na pewno trudną, ale zmuszającą do licznych przemyśleń i refleksji. Tak sobie wyobrażałem zbiór esejów. Nie tylko w nauce, ale i o nauce. O problemach, zagrożeniach, przełomach. Tymczasem mamy wybór tekstów, które w większości przypadków esejami nie są. Bo trudno esejem nazwać rozdziały książek, spore fragmenty wyrwane z większego kontekstu. I niewiele tu pomagają wstępy pisane przez Gardnera.
Absolutnie nie da się odmówić piękna tekstom Fabre czy Maeterlincka, ale jeśli będę miał ochotę na nieco poetyckie opisy życia owadów, sięgnę do wyżej wymienionych i przeczytam ich dzieła w całości.
Rozdział książki Rachel Carson jest określony przez Gardnera jako „jeden z najbardziej dramatycznych”. Hm… albo coś tłumacz pochrzanił, albo Gardner nie wie, co pisze. Zamieszczony rozdział oczywiście jest ciekawy, ale generalnie to mało emocjonujący opis tego, co można spotkać w głębinach oceanów w rejonach, w których jeszcze nie tak dawno w ogóle nie spodziewano się żadnego życia, przynajmniej tego nieco bardziej rozwiniętego, niż drobnoustroje. Zero dramatyzmu.
Można by się czepiać w ten sposób większości zamieszczonych tekstów. Czasem ciekawe, czasem porażająco nudne, ale trudno je połączyć jakąś sensowną klamrą. Nie mówiąc już o tym, że rzadko mogłem uchwycić ich wielkość. Stąd moja względnie niska ocena. To co wielkie, zebrane razem nie musi być już takie wielkie.
Zaskakujące jest to, że najbardziej przypadł mi do gustu, i dał sporo do myślenia, stareńki i krótki tekst Franciszka Bacona. Człowiek dokładnie wiedział, co chce powiedzieć i zmieścił to w naprawdę niewielu słowach.
Co mnie jeszcze drażni w zbiorze? Niechlujstwo. I to niechlujstwo samego Gardnera. Mamy w tomie 35 tekstów. Rozumiem, że nazwiska są tak wielkie, że wydaje się zbytecznym zamieszczanie krótkich notek biograficznych, zwłaszcza, że w niektórych wstępach Gardner coś tam o autorach raczy napisać. Można jednak było podać lata życia autorów (a tego często brak),co umożliwiło by umiejscowienie tekstów w czasowym kontekście. Niemal całkowicie brakuje informacji, kiedy dany tekst ujrzał światło dzienne. A to w takim zbiorze jest bardzo istotne. Na rynku polskim książka wyszła 25 lat temu, wiele tekstów zostało napisanych 50, 70 a nawet więcej lat temu. Dla biologii nawet 25 lat to szmat czasu, stąd niektóre teksty trącą mocno myszką, nie mówiąc o tym, że podają informacje nie do końca prawdziwe lub oczywiste od dawna. Ergo: coś, co 50 lat temu czytałbym z wypiekami na twarzy (gdybym wtedy już umiał czytać),dzisiaj tylko ze znudzeniem przewracam kartki.
Tylko dla wytrwałych, dysponujących sporą ilością wolnego czasu.